Forum www.wsrexodus.fora.pl Strona Główna

Skoki L - lotne zmiany nad przeszkodami, skok-wysok by SHG

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wsrexodus.fora.pl Strona Główna -> Archiwum / Stały tutaj / Wanilia / Treningi
Autor Wiadomość
Rustler
Ojciec Dyrektor



Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:17, 02 Sie 2011    Temat postu: Skoki L - lotne zmiany nad przeszkodami, skok-wysok by SHG

Jako że postanowiłyśmy z Rustler „wymienić” się końmi na trening i wprowadzić im obu świeżość w codzienne ćwiczenia dzisiaj rano pojawiłam się nie u Rachel Alexandry, ale u Wanilii. Siwa powitała mnie zaciekawionym spojrzeniem, którym jednak zaszczyciła mnie tylko na chwilę i wróciła do pałaszowania ściółki. Rozłożyłam swoje rzeczy na ziemi koło jej boksu i poszłam po szczotki i sprzęt. Rzuciłam względnie powiesiłam wszystko koło jej boksu, zabierając jedynie zgrzebło i miękką szczotkę. Zaraz jak zobaczyłam kobyłkę stwierdziłam, że nie mogłabym mieć siwa. Widać każdą zaklejkę idealnie, każdą drobinkę kurzu i każde ździebełko rośliny. Z westchnieniem zabrałam się jednak do rozczesywania sierści klaczy. Nie byłam zbyt delikatna przy upartych zaklejkach, toteż klacz w pewnym momencie odwróciła się z oburzeniem. Zignorowałam ją jednak i dokończyłam dzieła. Następnie usunęłam cały kurz (a przynajmniej tyle ile się dało) i poszłam po kopystkę. Po zrobieniu kopyt obejrzałam siwą w celu sprawdzenia czy mogę ją ubierać, czy coś ominęłam. Generalnie, choć nie miała nic na co siodła założyć by nie można, była różnokolorowa. Trochę szarego, trochę żółtego, białego... Westchnęłam znowu i poszłam po siodło. Założyłam jej je i dopięłam na pierwszą dziurkę, po czym wróciłam po ogłowie. Delikatnie odciągnęłam Wanilię od jej słomy wsadziłam wędzidło do pyska, po czym założyłam do końca ogłowie. Podopinałam wszystkie niezbędne paseczki i wyprowadziłam klacz przed boks. Widać już nastawiła się na trening, bo uszy postawiła do przodu i czekała cierpliwie. Popręg dopięłam tak, żeby z siodła dopiąć ostatnią dziurkę, i ruszyłam w stronę hali – na zewnątrz mżyło. Znalazłam po drodze jakiegoś chłopaka, stajennego jak mi się zdawało, i poprosiłam o przyjście za jakieś 20 minut i pomoc w ustawianiu przeszkód na trening. Zgodził się, więc spokojnie wsiadłam na klacz i dopięłam popręg. Po trenowaniu przez kilka miesięcy jedynie koni wyścigowych strzemiona, choć dobre, wydawały mi się nadzwyczaj długie, a koń, który nie wyrywał się jak szalony do przodu uspokajał moje skołatane wsiadaniem na moje konie nerwy. Poklepałam siwą po szyi, zebrałam nieco wodze i docisnęłam łydki do boków konia. Wanilia ruszyła, początkowo nieco ospale, ale udało mi się ją wkrótce rozbujać. Szła więc żwawym tempem przez jakieś osiem minut, nieustannie zmieniając strony, czasem robiąc wolty i ósemki. Potem pozbierałam ją już całkowicie, zganaszowałam i poprosiłam o podstawienie zadu. Po chwili to zrobiła i szłyśmy w takim ustawieniu jakiś czas. Zrobiłyśmy woltę, następnie zatrzymanie, nieruchomość. Schyliłam się i spojrzałam na nogi klaczy, nie wiedząc, czy stoi równo i mam ją poklepać, czy też nie. Stała poprawnie, co w sumie było chyba normą u konia bardziej nastawionego na dresaż. Poklepałam więc i ruszyłam do przodu. Kilka kroków dalej zrobiłam zwrot na przodzie w prawo, co też wykonała bez najmniejszego zawahania. Popuściłam jej na wodzy jeszcze na chwilę przed kłusem i porozglądałam się w tym czasie, co i gdzie by ustawić. Stwierdziłam, że skoro już na środku stoi krzyżak, to wykorzystam go i popracujemy na ósemce nad zmianami nogi w locie nad przeszkodą. Może potem na czymś wyższym niż krzyżaczki. Ponownie pozbierałam wodze i ścisnęłam łydki. Wanilia ruszyła kłusem. Naprawdę, naprawdę doceniałam teraz jej chody. Nikt mnie nie ciągnął do przodu, nikt nei chciał pędzić jak szalony do przodu... Mogłam spokojnie siedzieć i nie bać się że mój koń staranuje wszystkich którzy wejdą mu w drogę. Kłusowałam na razie na średniej wodzy, 3 okrążenia w tą, 3 okrążenia w drugą. Stajennego jeszcze nie było, toteż popracowałam nad zmianami tempa. Na długiej ścianie dodawałam, tuż przed krótką skracałam. Wanilia robiła to bardzo poprawnie, choć za pierwszym razem wyczułam lekki opór przy skróceniu. W drugą stronę zrobiłam to samo, po czym popuściłam wodze tak, że zwisały, i pilnowałam żeby nie zmieniała tempa. Siwa najpierw się zdziwiła, potem wyciągnęła szyję i spokojnie kłusowała dokoła. Po chwili zwolniłam do stępa, i w tej samej chwili wszedł chłopak.
-Dobra – powiedział – to co mam ustawić?
Wytłumaczyłam mu wszystko. Krzyżaka drugiego postawił pod kątem prostym do tego, który już stał, dodatkowo poprosiłam go na razie o zostanie. Zgodził się, twierdząc, że chętnie przygląda się jak ktoś jeździ. Usatysfakcjonowana, że nie muszę złazić z konia i sama ustawiać ciężkich stojaków i podnosić drągów, zagalopowałam. Zrobiłam woltę w lewo i najechałam na pierwszego krzyżaka. Delikatnie przesunęłam łydki w locie na zmianę, ale klacz chyba się tym nie przejęła, więc przeszłam na krok do kłusa i zagalopowałam w prawo. Drugi krzyżak – to samo. Stwierdziłam, że muszę dawać mocniejsze sygnały. Tym razem przesunęłam łydkę porządnie do tyłu i docisnęłam. Przód zmieniła, natomiast jak poinformował mnie stajenny oraz mój czuły tyłek tyłu już nie. Ponownie przeszłam do kłusa i zagalopowałam na prawo najeżdżając na drugi krzyżak. Zrobiłam tak samo, z tym że tu zmieniła i przód, i tył na lewo. Zadowolona poklepałam Wanilię i jechałam ponownie na krzyżaka w prawo. Jednak nie udało mi się – znowu. Krzyżowała uparcie, ze zdenerwowaniem zarzucając łbem. Znowu kłus i zagalopowanie. W lewo zrobiła ponownie poprawnie, ponownie poklepałam. W końcu, za czwartym razem, udało nam się też dobrze zmienić nogę na prawą, toteż zwolniłam do stępa i poklepałam klacz. Była nieco zirytowana, że ćwiczenie nie chciało jej wyjść, i nieco się spociła.
-Podniesiesz na stacjonaty, ale takie 60 i nic więcej? – poprosiłam.
-Pewnie.
-A w ogóle to jak się nazywasz?
-Adam.
A więc zanim Adam podniósł przeszkody minęło trochę czasu i Wanilia zdążyła się już trochę uspokoić. Byłoby szybciej, ale dwa razy upuścił kłódkę i raz spadł mu drąg. Koniec końców pozbierałam wodze i zagalopowałam na lewą nogę. Stwierdziłam, że na razie nie będę od niej wymagać zmian nad przeszkodą, tylko po niej przejdę do kłusa. Gdy zwróciłam klacz w stronę przeszkody, doznałam jednak zaskoczenia. Nie szła miękko na mój znak jak wcześniej, tylko zobaczyła stacjonatę i ruszyła jak szalona. Tam, gdzie zamierzałam zrobić 4 foule, ona zrobiła 2. Po przeszkodzie nieco wyhamowała i udało mi się zmienić nogę, ale najazd na drugą przeszkodę był bardzo podobny, a do tego skoczyła na szczura.
-O nie! Tak się siwa nie bawimy! – krzyknęłam na nią i zatrzymałam. Trwało to trochę, bo nie chciała się uspokoić i zwolnić, tylko pędziła jak szalona. Następnie dość brutalnie cofnęłam, za karę, i ponownie ruszyłam galopem. Jeździłam w kółko i na woltach dopóki klacz nie ogarnęła sobie tempa i znowu nie szła jak szalona. Skierowałam ją na stacjonatę. Nie poszła już tak jak ostatnio, ale i tak zrobiła o jedno foule za mało. Starałam się tuż po przeszkodzie ją zatrzymać, ale udało mi się to po połowie okrążenia dopiero. Znowu cofnęłam, ale tym razem nie pozwalałam jej ruszyć, aż się nie uspokoi. Po jakichś 2-3 minutach dopiero ponownie poprosiłam o galop i ruszyłam na stacjonatę. Bardzo chciała się wyrwać, ale tym razem udało mi się Wanilię utrzymać i przeskoczyła normalnie. Lądowanie na złą nogę przewidziałam, szybko do kłusa i zmieniłam, po czym poszłam na drugą stacjonatę. Podobnie, znowu przejście do kłusa i to samo. Zrobiłam jeszcze jedną ósemkę, po czym dałam jej trochę luzu i poklepałam. Nie zmęczyła się jakoś specjalnie, denerwowała się jedynie i przez to lekko spociła. Postanowiłam, że co za dużo, to nie zdrowo, zrobimy jeszcze jedno ćwiczenie i skończymy na dzisiaj. Poprosiłam Adama o przesunięcie stacjonat tak, żeby tworzył skok-wyskok z 3 metrami w środku, i dołożył na końcu jeszcze jedną, tylko na razie położył drąg na ziemi, żebyśmy zobaczyły jak idzie nam mieszczenie się w odległości. Decydując, że zaczynamy od prawej, przełożyłam łydki i zagalopowałam na wolcie. Ruszyłyśmy na średniej trudności szereg dość mocnym tempem, bowiem takiego on wymagał. Zmieściłyśmy się w miarę, w miarę, gdyby na końcu było coś bardzo wysokiego to ciężko by jednak było. Poklepałam i przeszłam do kłusa, w tym czasie Adam wyrównał ostatnią stacjonatę na 60 cm. Postanowiłam, że raz dobrze z prawej nogi, raz dobrze z lewej, i koniec na dzisiaj. Ponownie pojechałam z prawej, najeżdżając jeszcze nieco szybciej niż poprzednio. Klacz jednak nie zrobiła tego tak dobrze jak wcześniej, rzucała się do przodu i skakała ‘na szczura’, czym o mało nie wysadziła mnie z siodła. Zeźliłam się, skarciłam ją ostrym nie i ruszyłam na szereg ponownie. Tym razem ręce trzymałam wysoko i kurczowo, żeby nie rzucała się tak na przód przy skoku. Wyszło nam dość dobrze, toteż poklepałam i lotnie zmieniłam nogę na lewą. Przegalopowałyśmy koło i ruszyłyśmy na szereg od drugiej strony. Nie wyszedł nam nieco odskok, za wcześnie, przez co na pierwsze dwie jeszcze się jakoś zmieściłyśmy, na trzecią było ciężko wskutek czego Wanilia zrobiła przytup i wyskoczyła pionowo. Pojechałam zwyczajnie jeszcze raz, tym razem ostrzej, i przejechałyśmy stacjonaty bardzo poprawnie. Poklepałam klacz, zwolniłam do kłusa i na luźnej wodzy kłusowałam kilka kółek w jedną i w drugą. W międzyczasie podziękowałam Adamowi, który właśnie sprzątał wszystkie stojaki i drągi ze środka hali, za pomoc.
-Nie ma sprawy. Zawsze do usług – odparł.
Przeszłam do stępa i jeszcze raz poklepałam Wanilię. Dałam jej najdłuższe możliwe wodze i spacerowałam z nią po hali w tę i wewtę jeszcze przez jakieś 10 minut, po czym zeszłam, dałam popręg na pierwszą dziurkę i podwinęłam strzemiona. Następnie wzięłam ją za wodze i ruszyłyśmy w stronę stajni. Tam zdjęłam jej siodło i ochraniaczki, póki co rzucając w kąt, a wkrótce także ogłowie, które wymieniłam na kantar żeby udać się do myjki. Tam zapięłam ją z obu stron i włączyłam wodę. Klacz była porządnie spocona pod siodłem, więc uznałam, że opłuczę ją całą i tak też zrobiłam. Potem ściągnęłam wodę i nasmarowałam jej kopyta balsamem. Poodpinałam uwiązy i zaprowadziłam siwą do boksu, gdzie czekało już na nią świeże siano. Teraz zajęłam się już jedynie sprzętem, dałam cukierka na pożegnanie i udałam się do domu, gdzie czekały na mnie jeszcze dwa nieruszane konie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wsrexodus.fora.pl Strona Główna -> Archiwum / Stały tutaj / Wanilia / Treningi Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin